Komentarze: 4
Nic juz nie poradze. Nie wiem jak to teraz bedzie ze wszystkim. Znowu zacznie sie praca po 12 godzin dziennie, bylo dobrze, ale musialo sie spierdolic na calej linii... Moze nie na calej, na szczescie zostaly mi moje male szczescia. Tylko co z tego jesli nie bede sie mogl z nich cieszyc? Ciezka praca, studia, obietnice do dotrzymania... Bedzie mi ciezko. Nie wiem czy dam rade sam. Widocznie czas zlozyc bron. Odpuscic sobie. Tylko, ze jeszcze nic sie nie zaczelo. Poczekam, zobacze jak sie to wszystko dalej rozwinie. Wiem na pewno, ze przez pewien czas nic nie bedzie tak jak bylo kiedys. Nie bedzie. Troszke mnie to martwi, boli. Do niczego nie dam sie zmusic, nie po tym wszystkim co slyszalem i widzialem. Dzieki Bogu mam oczy i uszy. Moze martwie sie na zapas, moze powinienem wyhamowac troszke z czarnowidztwem. Taki jestem do cholery. Zawsze musze widziec ta najgorsza strone, ale to ma sens, bo pozniej jesli tak sie stanie to przynajmniej nie jestem rozczarowany. Moge sobie wtedy zawsze powiedziec z czystym sercem: "wiedzialem, ze tak bedzie." Zamkne sie sobie na jakis czas. Co z reszta zawsze robie w takich sytuacjach. Tu gdzie jestem nie mam sie do kogo odezwac... Moge za to obwiniac tylko siebie... Zawsze odstawalem. Kiedy inni mowili: "Jacek, chodz z nami", ja przewaznie odpowiadalem: "nie, dzieki. Moze innym razem." Chyba trace powoli to za czym pozniej bede tesknil... Nie chodzi tu o uczucia. Jacek jak zawsze musial isc swoja droga. Glupi samotnik... Mogl byc kims innym, ale tak zadecydowal. Teraz bedzie musial starac sie wszystkimi silami zeby to zmienic. Czy sie to Jackowi uda? Wlasnie, Jacku... Uda Ci sie? Jacek na to: "a swistak siedzi..." Tym jakze optymistycznym akcentem chcialem sie pozegnac na dzis, mowiac jednoczesnie dobranoc... drodzy czytelnicy!