Komentarze: 4
Nie wiem dlaczego, ale nie moge sobie wytlumaczyc z jakiego powodu tak bardzo namawiam kogos innego do czegos co go rani, czego ta osoba nie chce, czego nie moze zniesc... Brzmi dziwnie? Bo jest. To chora sytuacja, ale nie moge pozwolic zrezygnowac komus z czegos czego tak niedawno jeszcze tak bardzo chcial. Hehe... Im wiecej pisze tym bardziej pogmatwane to sie staje, az sie boje nastepnego zdania... Slysze cudze blaganie o to bym pomogl to zakonczyc jednym zdaniem, ale ja nie moge... Nie moge, chocbym nie wiem jak chcial to naprawde nie moge. Kiedys to sie zmieni, to sobie obiecalem ja sam. I sam sobie slowa dotrzymam, a jesli tak sie stanie to skorzystam na tym nie tylko ja. Uwolnie sie, ale poki co uwiazany jestem w takim stanie w jakim tkwie. Wizja tego co kiedys nastapi jest tak niesamowita, tak bardzo na to czekam, ze mimo tego, iz jeszcze wiele bedzie wschodow i zachodow slonca, to ja juz wygladam tego ostaniego, po ktorym to wszystko sie zmieni, po ktorym zasne z mysla - to koniec, nareszcie... NARESZCIE. Doczekalem sie. Wiem juz dzis ze ta noc bede pamietac do konca moich dni. Nikt nie powiedzial, ze kiedy to sie stanie bedzie latwiej. Zaczna sie inne problemy, ale nie takie, ktorych rozwiazanie przychodzi z nieslychanym trudem. Wtedy juz ktos bedzie stal przy mnie. Juz nie bede czekac. Ten dzien przyjdzie. I to jest fakt, ktory stwierdzam dzis, czyli 11.10.2004r. o godzinie 23:13. To sie musi stac, nie ma innej drogi... Nie ma.